Blackie!
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Życzę Ci szczęścia (takiego prawdziwego, zdobytego z wysiłkiem), radości (szczerej), uśmiechu (w każdej chwili życia, a szczególnie w tych trudnych), miłości (mocnej, prawdziwej, na całe życia), a także żebyś potrafiła doceniać każdą sekundę swojego życia.
Enjoy, my dear!
-AAAAAAAAAA- około godziny dziesiątej przejmujący kobiecy pisk zawibrował w uszach czwórki skacowanych mężczyzn. Najszybciej kojarzący, wysoki, postawny dwudziestolatek o niebieskich oczach, szybko (prawie) wstał z kanapy i obijając się o wszystkie możliwe meble i szpeje dotarł do przedpokoju. Tam ujrzał dziewiętnastoletnią, niezbyt wysoką blondynkę, która z zimną krwią rozbrajała ostatnie z dwustu zabezpieczeń chroniących bazę komandosów przed wizytami nieproszonych gości.
Chłopak będąc w szoku wyjąkał tylko:
- Skąd ty...? Kim ty jesteś?
- Blackie Line- odparła dziewczyna z uśmiechem wyciągając rękę w kierunku bruneta. Ten z niepewnością malującą się na twarzy uścisnął drobną dłoń blondynki. Ku jego zaskoczeniu miała pewny, mocny uścisk.
- Przyjechałam na szkolenie komandosów.- dodała tonem jakby to wszystko wyjaśniało, wyminęła oniemiałego Skippera i weszła do następnego pomieszczenia. W progu zaczęła piszczeć, a wysokość tego dźwięku spowodowała wyłączenie się analizatorów głosu (i kilkuminutowe oszołomienie Skippera). Widząc wielką plazmę, Blackie domyśliła się, że weszła do salonu, aczkolwiek chwilę zajęło jej odnalezienie wzrokiem sofy i stolika wśród walających się wszędzie butelek po włoskim winie, Jacku Danielsie, czystej, a także puszek po smakowym piwie.
Pół minuty później do wspomnianego pomieszczenia wszedł rozczochrany blondyn z zamkniętymi oczami.
- Skipper, do cholery, czy to ty tak piszczysz od samego rana?- wyszeptał krzywiąc się na dźwięk który wydała g przez niego butelka.
- Rico czy uważasz, że piszczę jak kobieta?- zapytał równie cicho, aczkolwiek lekko obrażonym tonem brunet.
- No wiesz... Jak jesteś już w odpowiednim stanie i zaczynasz śpiewać, to brzmisz bardzo podobnie.- wymamrotał zapytany. Słysząc to, Blackie Line, która siedziała już wygodnie na kanapie (w mózgu Skippera pojawiło się pytanie sygnalizujące o jego powrocie do świata żywych, a mianowicie: jak ona tam dotarła nie trącając żadnej butelki?) roześmiała się cichutko. Usłyszawszy ten dźwięk, blondyn momentalnie otworzył oczy. W pierwszej chwili zachwiał się, gdyż ostre światło wdarło się pod jego powieki i zaatakowało wrażliwe źrenice. Kiedy już mógł spod przymrużonych powiek spojrzeć na świat, ujrzał śliczną blodynkę, która usadowiła się na kanapie i powstrzymując śmiech przysłuchiwała się jego rozmowie z kompanem.
- Pani wybaczy, że nie przywitaliśmy jej z właściwymi honorami. Mogę obiecać, że postaramy się naprawić ten karygodny błąd jak tylko uporamy się z pewnymi... dolegliwościami męczącymi nas przez zbyt intensywne świętowanie zakupu nowej... nowego mieszkania- rzekł kłaniając delikatnie głowę gdyż na głęboki pokłon nie pozwolił mu jego stan fizyczny.
Dziewczyna okazała wyrozumiałość i cicho oznajmiła, że przyszła tylko zostawić walizki i wróci około godziny osiemnastej, gdyż ma parę spraw do załatwienia na mieście. Po chwili wyszła obdarzając obu chłopaków zagadkowym uśmiechem.
- Skipper?
- Mmm?- mruknął nadal urażony brunet.
- Kto to do cholery jest i jak ona tu weszła?!- Rico postarał się aby jego kompan głośno i wyraźnie usłyszał co ma do powiedzenia.
- Nie drzyj się tak! Nie wiem co ona tu robiła. Jak się obudziłem to kończyła rozbrajać ostatnie zabezpieczenie.
Przepraszam, że tak krótko, przepraszam, że tak urwane w środku. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Niestety tylko tyle udało mi się napisać. Obiecuję Ci, że będzie dalsza część.
Jak na razie ciesz się kolejnym rozpoczętym rokiem Twojego życia.
Buziaki,
Drown <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz